Każdy kiedyś spadł z konia nie?
Jest to chrzest prawdziwych koniarzy.
Tylko szczęściarze nigdy nie doświadczyli tego jakże nie miłego zdarzenia.
Tutaj opowiadamy o naszych upadkach bądź momentach na grzbiecie konia kiedy życie migało nam przed oczami.
Ja dobrze pamiętam swój pierwszy upadek. Miałam wtedy 7 lat i jechałam na kucyku kiedy on przestraszył się wzlatujących ptaków i ruszył pędem przed siebie. Wtedy siodło przekręciło mi się na bok i zwisałam tak bokiem na galopującym koniu. Udało mi się jednak wyjąć nogi ze strzemion i wpadłam w krzaki. Na szczęście ani ja ani kuc nie ucierpieliśmy.
Ostatnio edytowany przez Skewee (2013-08-06 18:26:21)
Offline
Stało się to dokładnie podczas 10-tej godzinie jazd. Miałem przydział na Krecie i robiliśmy ćwiczenia na małej wolcie. Nastąpiło ćwiczenie, w którym mieliśmy podciągać kolana do klatki piersiowej. Ja się tak zamachnąłem, że wnet straciłem równowagę i jeb na plecy z siodła. Na szczęście mi się nic nie stało, a Kreta spokojnie stała w miejscu.
Offline
I pamiętam jeszcze jak raz koń mi się potknął. Gdyby w porę nie złapał równowagi to bym została zgnieciona na naleśnik.
Offline
Moderator
Ja pamiętam, że kiedyś, jakieś 6-7 lat temu, byłam u wujka i miałam okazję trochę pojeździć na lonży. Niestety klacz, na której jeździłam była dość charakterna. W pewnym momencie, wykonując ćwiczenia poleciałam po prostu wzdłuż jej szyi w dół. Kiedy otworzyłam oczy leżałam na plecach, tuż przed kopytami Xenny i miałam nad sobą jej pysk. W zasadzie to zabawne- nie jestem jeźdźcem, a swój chrzest już miałam ;P
Offline
Właściwe to jeźdźcem już się stałaś jeśli miałaś swój chrzest bojowy :3
Moja siostra raz jeździła na podobnie charakternej klaczy. Tylko tamta by raczej roztrzaskała kopytem głowę każdego kto znalazłby się przy jej kopytach.
Offline
Ja na szczęście jeszcze nie spadłam, ale blisko byłam na ostatniej jeździe. Czarna, koń na którym zaczęłam jeździć gdy dobrze mi szło już na Cysterce bez lonży w kłusie, jest dosyć młodym koniem, a ta lekcja była bez wypinaczy. Jako iż od jakichś dwóch lekcji przełamałam swój strach w kłusie bez lonży (ma baardzo wyboisty kłus) jeździłam już sama. No i przyszedł skręt, łydka lewa, wodza lewa, ale ona miała inne zdanie, akurat mi wyleciało strzemię, byłam w dodatku w spodniach do kolan takich "mechowych" jakby i tenisówkach (bo "będzie mi za gorąco i się spocę, ale inne osoby się jakoś nie grzeją - skutki jeżdżenia z babcią D:), no i ona mi wpadła na płot, zatrzymała się z kłusa, ja się podnosiłam akurat i JEEEB na szyję. Potem mnie tak masakrycznie łydki bolały i bok, jeezu :C
Baptised in the water,
You're draining the well,
You built up your heaven
On the back of hell
Offline